Autor reportażu nagrodzonego grand prix na Międzynarodowym Festiwalu Literatury imienia/im. Melchiora Wańkowicza słyszał o Puszczy Jodłowej nie raz, nie dwa. Czytał o tej cud-krainie w utworach Żeromskiego i Herlinga-Grudzińskiego, gromadził globtroterskie albumy z kieleckimi pejzażami, a nadto jeszcze, w imię wyznawanego scjentyzmu, zaczął zgłębiać tajniki herboryzacji. Ot, taki domorosły drapichrust, archiwista składu przyrodniczych osobliwości. Nie zajął się chałturzeniem, ale z roku na rok powiększał fotograficzną ekstrakolekcję chronionych gatunków. Można by wyliczać bez końca: muchołówkę białą, mirmidoński drzewostan występujący na obszarze gołoborza, chrząszcze, miodokwiaty.
Nie dość na tym. Na kiermaszu organizowanym na krużganku kościoła Dominikanów z okazji Dni Śmiętomarcińskich nabył za półdarmo kołobrulion i ćwierćarkuszowy wolumin, zawierający fragmenty „Kazań świętokrzyskich”, opatrzony benedyktyńskimi komentarzami. Przestudiował niuanse angelologii tej narodowej relikwii, przepisał kilka zdań ujętych w układy trójkowe i wtenczas dopiero chyżo rzucił się w wir przygotowań do wyprawy w Góry Świętokrzyskie.
Nie poprzestał na ćwiczeniach duchowych. Zastosował bogatokaloryczną dietę. Zawczasu zakupił ekoprodukty, przeżął zboże, usmażył kubbę, upiekł pszenną chałkę. Przygotował napar z kwiatów i liści pszonaka. Sprawdził piątkowy rozkład InterCity/IC. Na koniec przemknęła mu myśl: „Szlak, któremu patronuje św. Emeryk, nie rozpoczął się u stóp Łysicy, w Nowej Słupi. Wytyczał tę trasę każdego dnia. Oswoił każdy kamień”.
Tekst dyktanda opracowała: Aleksandra Francuz