Kilka dni temu pożegnaliśmy naszą emerytowaną nauczycielkę wychowania fizycznego
Panią prof. Marię Rakowską!
Pracowała w naszej szkole w latach 1968 – 2005, czyli, jak policzymy, 37 lat. Szmat czasu, ktoś powie i będzie miał rację! Pracę rozpoczęła w III Liceum Ogólnokształcącym im. Marcina Kasprzaka, a zakończyła (przechodząc na emeryturę) w III Liceum Ogólnokształcącym im. św. Jana Kantego. Pracowała pod okiem 6 dyrektorów.
Zawsze elegancka, skromna, punktualna, rzeczowa i konkretna. Drobniutka blondyneczka z krótką fryzurką. Praca z młodzieżą była jej pasją. Lubiła młodzież i była przez nią bardzo lubiana. Z wieloma absolwentkami i absolwentami przyjaźniła się do końca. Wszyscy, a w zasadzie wszystkie jej uczennice choć raz usłyszały od niej: „Jak grasz ofermo?” czy „No graj ofermo!” Proszę mi wierzyć , żadna z tych „oferm” nigdy się na nią nie obraziła ani nie poskarżyła rodzicom, a po latach, podczas spotkań klasowych czy rocznicowych z okazji kolejnego” lecia” szkoły wspominały to z wielką miłością i sentymentem. Kochała siatkówkę . Od zawsze prowadziła szkolny zespół siatkarek. Zdobywała medale w Mistrzostwach miasta Poznania i województwa. Prowadziła Szkolne Koło PCK, pomagając potrzebującym. W 2005 roku zdecydowała się przejść na emeryturę. Wytrzymała na emeryturze dwa lata . Podjęła pracę w „Paderku”, gdzie pracowała do końca. Oczywiście prowadziła tam również zespół siatkarek!
Odeszła od nas 21 marca 2017 roku. W pierwszy dzień wiosny!
„A teraz trochę prywaty!”
Z Marią znałyśmy się od 1976 roku. Jeszcze nie tak dawno śmiałyśmy się, że jesteśmy jak stare, dobre małżeństwo, a na przełomie września i października będziemy hucznie obchodziły 40. rocznicę znajomości. Uwielbiałam słuchać, gdy opowiadała o swojej przeprowadzce z rodzinnego Krotoszyna na studia do Poznania. Ukończyła WSWF, czyli Wyższą Szkołę Wychowania Fizycznego (dzisiejszą AWF). Studiowała razem z Zenonem Laskowikiem – tak, tym Laskowikiem oraz Krzysztofem Jaślarem – współzałożycielami słynnego kabaretu TEY. Po studiach rozpoczęła pracę w ZK 3, czyli w naszej szkole. Do pracy przyjmował ją dyrektor Zembrzuski. Opowiadała, że bardzo bała się tej pracy. Szkoła wtedy była jeszcze w większości męska i Ona, młoda dziewczyna po studiach, musiała mieć oczy dookoła głowy, bo chłopcy na każdym kroku czyhali, by zrobić jej żart czy psikusa. Dała radę. Wspominała ze śmiechem, jak to kiedyś dyrektor Zembrzuski któregoś razu otworzył okno swojego gabinetu, gdy prowadziła lekcję na boisku szkolnym i zawołał : „Pani Marysiu! Przeprowadzam hospitację!” Po czym zamknął okno.
Za swoją pracę otrzymała zaszczytny tytuł „PROFESORA SZKOŁY ŚREDNIEJ”. Często śmiała się, że Ona jako jedyna z nas ma prawo do tego tytułu.
Przyjaźniłyśmy się prawie 40 lat, ale pracowałyśmy razem tylko 6. Nigdy jej nie powiedziałam, że była dla mnie przykładem nauczycielki wychowania fizycznego i wiele się od niej nauczyłam. Żałuję! Nawet gdy już u nas nie pracowała, zawsze mogłam pójść naprzeciwko po radę albo po prostu się „wygadać”, gdy miałam zły dzień! Zawsze mnie wysłuchała. Będzie mi tego bardzo brakowało!
Marysiu! Dziękuję Ci za przyjaźń, którą mnie obdarzałaś przez te lata!
Na zawsze pozostaniesz w pamięci tych, którzy z Tobą pracowali i tych, których uczyłaś!
Irena Linka