Home
Klasa akademicka Avicenna

Klasa akademicka Avicenna

 Prawie pusty pokój, dwa łóżka, parę pokręteł i prysznic…, czyli miejsce gdzie rozgrywają się akcje niczym z filmu science fiction, kiedy lekarz w gazoszczelnym kombinezonie odpornym na wszystkie możliwe chemikalia, zmierza w kierunku pacjenta, który ostatni raz mył się na święta… 5 lat temu, a larwy wszelkiego typu stworzonek uznały go za przytulne mieszkanie…”

 

Trzy lata. Niemal trzy lata mijają od dnia, kiedy pierwszy raz przekroczyłem mury naszej szkoły. Powyżej widnieje tylko skąpy opis, namiastka tego, co można przeżyć, czego można doświadczyć, nauczyć się, poznać i odkryć będąc w klasie akademickiej! Klasa Akademicka Avicenna – 1F! Brzmi dumnie prawda? Ale co kryje się pod tym tajemniczym hasłem? Czy różni się ona od innych klas? Ja także nie wiedziałem co mnie czeka, a właśnie do takiej klasy się dostałem. Po tak długim czasie, będąc obecnie w klasie trzeciej, kiedy znajduję się na ostatnim zakręcie mojej edukacyjnej drogi, mogę opowiedzieć jakie korzyści wynikają z uczestnictwa w życiu klasy akademickiej. Co mi to wszystko dało? Czy był to czas zmarnowany? Na te i wiele innych pytań postaram się odpowiedzieć w poniższym sprawozdaniu.

Tak długi okres, jakim są trzy lata edukacji, można zmarnować albo dobrze wykorzystać. Pewnie myślicie, że cały ten szum związany z akademickością polega na odbębnieniu obecności raz na semestr na nudnych wykładach na temat pierwiastków albo zwierząt zagrożonych wyginięciem. Otóż nie! Zajęcia akademickie to bardzo rzadko nudne wykłady, fakultety oraz inne, nieatrakcyjne formy zdobywania wiedzy. Zajęcia akademickie to przede wszystkim laboratoria, ćwiczenia praktyczne, oglądanie, zwiedzanie, spotkania czy poznawanie „od kuchni” działania różnych instytucji, poznawanie nauki organoleptycznie, a nie jakby się wydawało – teorii często daleko odbiegającej od praktyki. Owszem jest miejsce także na słuchanie, uważanie i skrupulatne zapisywanie. Jednak wszystko to wyważone jest w największym stopniu tak, aby żadna nuda i rutyna nie miała szansy się wkraść.

Jaka była tematyka naszych zajęć? Nietrudno się domyślić, że dotyczyły szeroko pojętej chemii i biologii naukowej, ale także ich wpływu na życie codzienne. Nie sposób wymienić i opisać tu wszystkich zajęć, ani nawet tylko tych ciekawszych. Zaczęło się jak w dobrym filmie i poprzeczka od samego początku została bardzo wysoko postawiona. Elementy medycyny sądowej – ten temat uderzył w nas z wielkim rozpędem! Nie często jest okazja zobaczyć prawdziwe ludzkie narządy i to w tak ogromnej przytłaczającej ilości. Po takich wrażeniach nikt nie oczekiwał, że może być tylko lepiej i lepiej. Kolejnym zaskoczeniem były ćwiczenia laboratoryjne z chemii, gdzie po raz pierwszy mogliśmy obcować ze sprzętem chemicznym, który był nam znany tylko ze zdjęć z podręcznika i opowieści. Nasza chęć poznania i zdobywania wiedzy zawiodła nas prostą drogą nawet do wszystkim znanej palmiarni. Ktoś powie: „Co tam wielce ciekawego można zobaczyć?”. Sam byłem zdziwiony jak odpowiednia osoba, na odpowiednim miejscu, swoimi słowami może zwykłe oglądanie roślin zamienić w poezję. Analizy mikroskopowe, tomografia komputerowa, rezonans magnetyczny, neurologia – to tylko nieliczne przykłady tematyki naszych zajęć. Odwiedziliśmy także szpital MSW w Poznaniu, gdzie mogliśmy się spotkać z lekarzami i poznać „od kuchni” pracę szpitala i jego oddziałów. Mijały kolejne zajęcia, wykłady, laboratoria. Lekcje anatomii jednak zapamiętają wszyscy do końca życia. Możliwość dotknięcia prawdziwych zwłok i narządów nie mogła się równać nawet z oglądaniem ich przez szybkę naczyń wypełnionych formaliną. Przysłowie: „Mieć serce na dłoni” nabiera dosłownego znaczenia. Chemia w stomatologii, natomiast, polegała na wykonaniu szeregu doświadczeń wybranych specjalnie tak, aby jak najbardziej pomogły nam one w zrozumieniu i wykonaniu zadań maturalnych. Zorganizowaliśmy nawet wycieczkę na torfowiska, gdzie tematyka zajęć dosłownie pochłonęła nas jak torf kalosze. Ostatnie już zajęcia, które odbyły się dosłownie parę dni temu, pomogły nam poczuć się jak prawdziwi studenci chemii w laboratorium z prawdziwego zdarzenia.

Może interesuje was chemia w życiu codziennym? Bardzo proszę! Także takie tematy nie były nam obce, a jak wiadomo wiedzę teoretyczną trzeba umieć połączyć z otaczającym nas światem. Pewnie jesteście ciekawi jak mogą wyglądać takie zajęcia?

Były to ćwiczenia, albo dokładniej „pokazy” z doświadczeniami, w których oczywiście czynnie uczestniczyliśmy. Każda ze studentek pokazywała na swoim stanowisku swoje doświadczenie – m.in. otrzymywaliśmy karmel z cukru i wody lub też odparowywaliśmy go z Coca-Coli, wykrywaliśmy obecność białek w batoniku i w jajkach dzięki reakcji ksantoproteinowej, wykrywaliśmy obecność cukrów w produktach spożywczych, czy też obecność skrobi. To tylko przykłady rzeczy, które było nam dane zobaczyć. Jeśli spytałbym każdego z was, czy widział pokaz z ciekłym azotem, na pewno większość z obecnych odpowiedziała by twierdząco. Diametralnie inaczej wyglądałaby odpowiedź na pytanie, ilu z was widziało taki pokaz na żywo albo samemu w nim uczestniczyło? Zobaczyliśmy taki pokaz z bardzo bliska, tak więc naszym oczom ukazały się takie nieprawdopodobne rzeczy, jak wbijanie gwoździ bananem czy dosłownie tłuczenie róż, albo nadmuchiwanie się samoistne balonu, który wcześniej został potraktowany azotem o temperaturze mrożącej krew w żyłach nawet prawdziwym morsom, czyli -195oC.

Ciekawi was pewnie, z których zajęć pochodzi opis znajdujący się na samym początku. Można się domyślić, że była to wyprawa do szpitala MSW, o którym jeszcze krótko opowiem. Sala operacyjna, w wentylatorach lasery wykrywające zanieczyszczenia, krio aparaty, nadciśnienie nie pozwalające dostać się do środka powietrzu z zewnątrz, by w najlepszych warunkach możliwe było przeprowadzenie nagłej operacji. Sala – cztery łóżka, miliony guzików, kabli, urządzeń … miejsce, do którego trafiają przypadki, kiedy pozornie zwyczajna grypa okazuje się nie być taka zwyczajna i może zabić w przeciągu 24 godzin. Nawet zwykły składzik na wózki inwalidzkie, łóżka i zapełnione po brzegi szafki w ciągu paru minut może stać się w pełni wyposażoną salą operacyjną. Takie możliwości są konieczne ze względu m.in. na wielkość różnych instytucji chronionych przez poznański szpital mundurowy. Na izbie przyjęć najważniejszy jest CZAS. Niestety, średnio jednej na dziesięć osób nie udaje się przeżyć, ale pozostałe dziewięć wraca (chociaż częściowo) do zdrowia dzięki niezbędnemu wykwalifikowaniu, zdecydowaniu i zorganizowaniu ratowników. Ekstremalne warunki i krańcowy stres zwiększają śmiertelność również wśród samych lekarzy. Ale – jak żartował doktor – w porównaniu do instalacji elektrycznej, dwóch źródeł zasilania, a co za tym idzie podwojonej i tak już kosmicznej liczby kabli, medycyna tak naprawdę wcale nie jest skomplikowana. Odwiedziliśmy też oddział psychiatryczny, który znajdował się na ostatnim, dziesiątym piętrze. Oprowadzający nas lekarz jeszcze w windzie powiedział nam, że jeśli ktoś będzie nas zaczepiał, mamy nie wdawać się w dyskusję oraz nie zwracać uwagi. W tym momencie dało się usłyszeć słowa „Kto to ku*** jest?!” skierowane do naszej grupy odwiedzającej. Cała trzydziestka pacjentów tworzy coś w rodzaju społeczności, w której każdy ma przydzieloną swoją funkcję. Jedna osoba jest odpowiedzialna za podlewanie kwiatów, inna za czystość w kuchni, kolejna za mały sklepik, który prowadzony jest w świetlicy. Dany pacjent kupuje towar, który potem sprzedaje za trochę wyższą cenę. Pieniądze w ten sposób zarobione przeznaczane są np. na zakup składników na ciasto na kolejny wieczór.

Zbliżając się do końca mojego przydługiego sprawozdania, chciałem wspomnieć, że klasa akademicka to nie tylko zajęcia. To także organizowanie sesji naukowych dla całej szkoły, które kosztowały nas znacznych nakładów pracy, szczególnie podczas przygotowywania bardzo efektownej sesji doświadczalnej z chemii, która zakończyła się dosłownie „czadowo” i „z dymem”. Na płomieniach się nie skończyło! Także nasz program jest zupełnie zmieniony względem normalnych klas czy innych szkół. Program autorski przygotowany przez naszych nauczycieli chemii został skonstruowany tak, że nie raz bez problemu rozwiązywaliśmy na zajęciach większość zadań lub też podawaliśmy poprawną metodę obliczenia danego zadania. Widać było o wiele większą aktywność i uczestnictwo w zajęciach uczniów z naszej klasy oraz lepsze przygotowanie do zajęć akademickich względem naszych rówieśników z innych szkół.

Tak, w wielkim skrócie, przedstawiają się moje skromne 3 lata nauki w III LO. Przytaczając pytanie zadane ze wstępu – „Czy warto?” Każdy z was musi sobie sam odpowiedzieć na to pytanie, jednak mam nadzieję, że tym tekstem pomogę w szybkiej odpowiedzi. Sami widzicie, że nie były to lata stracone.

Maciej Pietrowski kl. 3F