Home
„Była sobie śmierć” – Sesja biologiczna klasy 2f

„Była sobie śmierć” – Sesja biologiczna klasy 2f

W dniu 27 kwietnia 2017 roku (wtorek) odbyła się sesja akademicka przygotowana przez klasę 2F. Brały w niej udział klasy 1E, 1F i 2E, a także część grona pedagogicznego. Jej tytuł brzmiał „Była sobie śmierć”. Jak nazwa wskazuje, tematem przewodnim była śmierć człowieka, a w szczególności procesy po niej zachodzące oraz takie procedury, jak na przykład etapy sekcji zwłok i sposoby ich identyfikacji. Wystąpienia objęły bardzo szeroką i różnorodną tematykę z tego zakresu. Tematy zostały dopasowane do treści opowiadania o morderstwie i śledztwie w jego sprawie, które zostało napisane przez naszych kolegów – Julię Tyrajską i Aleksandra Ziołka.  Poszczególne wystąpienia dotyczyły: kwestii śmierci człowieka, rozwoju kryminalistyki, procesów zachodzących po śmierci w ludzkim ciele, metod, z jakich korzysta się podczas oględzin zwłok oraz zjawisk przyrody, które mogą pomóc lub przeszkodzić w dochodzeniu. Zaproszeni goście mieli okazję dowiedzieć się wielu interesujących rzeczy, np.: jak można zidentyfikować płeć na podstawie szkieletu, czy czym charakteryzują się różne typy uduszeń.

Podsumowując, nasza sesja   była bardzo bogata w treści, dzięki którym można było zgłębić wiedzę z zakresu procesów zachodzących w ludzkim ciele po zaprzestaniu funkcji życiowych, a także z tego, jak wyglądają prace różnych osób uczestniczących w procesie śledczym. Przygotowane przez klasę 2F wystąpienia były niewątpliwie ciekawe, chociażby z uwagi na nietypową tematykę oraz urozmaicenia, do jakich wliczają się między innymi wcześniej wspomniane opowiadanie, a także mała wystawa powiązana ze śmiercią, jaką można było obejrzeć. Miejmy nadzieję, że niniejsza sesja na długo pozostanie w pamięci uczestników oraz zainspirowała część z nich chociażby do podjęcia zawodu lekarza sądowego.
Milan Stanišić, kl.2F

Detroit, godzina 19:00, mały dom pośrodku lasu.
Szeryf Tom i jego asystentka Jerry  niewiedzieli czego się spodziewać po wejściu do środka. Drzwi były otwarte. Weszli do długiego, ciemnego korytarza, na końcu którego dostrzegli uchylone drzwi, skąd dobiegł ich przeraźliwy jęk. Zeszli do piwnicy i w kącie zobaczyli ją. Niewysoka ruda kobieta w wysokich szpilkach tonęła w morzu krwi, a drobiny kurzu opadały na jej bezwładne ciało. Brzuch rozcięty był z niemal chirurgiczną precyzją, jelita wyjęte na wierzch, wokół niej rozrzucone były pieniądze, a w zębach trzymała różę…

Białe ściany, biała podłoga nawet światło białe… Nieskazitelnie czyste skalpele… Tylko jeden element nie pasował do układanki miejscowego koronera, doktora Jekyla Hyde’a. Nazwali ją Doe. Jane Doe… Jego długie, smukłe palce muskały jej zmasakrowane ciało niczym delikatny, wiosenny wiatr… Jekyl odwrócił się do dwójki detektywów i wtedy Tom zapytał

-Co o niej wiemy?

-Tylko tyle, że nie żyje…

-I co teraz?- zapytała Jerry. – W tym domu nikt nie mieszka od kilkunastu lat… W jej głosie dało się wyczuć delikatną nutę przerażenia

-A miejscowe lasy są niezamieszkałe… Nie ma też żadnych informacji o zaginięciach w pobliskich miastach- dodał Tom

-Jeszcze nigdy się z czymś takim nie spotkałem… -powiedział Jekyl, po czym skierował swoje kroki w stronę wyjścia z prosektorium i dodał- Skontaktuje się ze specjalistami  w zakresie identyfikacji zwłok

Pomimo 25 letniego stażu Quentin da Vinci nigdy nie widział czegoś takiego. Za sobą miał już mnóstwo spraw, ale nigdy nie trafił na tak trudną do wyjaśnienia

Żadne badania oraz kartoteki nie dawały jednoznacznej odpowiedzi na to kim tak naprawdę jest Jane Doe…

-Na razie nic nie mamy, ale pracujemy nad tym- powiedział Quentin do zebranych w prosektorium Toma, Jerry oraz doktora Jekyla Hyde’a

-Zupełnie jakby ktoś rzucał nam kłody pod nogi… Same utrudnienia…- rzekł z rozpaczą  Tom

Dwa tygodnie… Aż tyle czasu potrzebował zespół Quentina da Vinciego by ustalić kim jest tajemnicza kobieta. Jane Doe zamieniła się we Fionę Baggins, kobietę, która dwa lata temu spowodowała wypadek w Detroit. Malutka, wydawałoby się, że nic nie znacząca kartoteka sprawiła, że sprawa nagle nabrała tempa.

W swojej lśniącej sali Jekyl Hyde w towarzystwie Toma i Jerry oraz Quentina da Vinci rozpoczął sekcje zwłok…

Bezwład opanował jej ciało… Żaden, najmniejszy nawet mięsień nie reagował… Koroner z gracją baletnicy poruszał się przy jej zwiotczałym ciele, a skalpel subtelnie krążył po bladej skórze

-Dlaczego ona jest aż tak sztywna?- spytała Jerry

-Rigor Mortis moja droga- z delikatnym uśmiechem na ustach odparł jej Hyde

Połowa sekcji była już za nimi. Rozcięcie w kształcie litery Y było zbędne, gdyż ciało było zmasakrowane. Ani jeden narząd nie zachował się w zadowalającym stopniu. Nagle na korytarzu  usłyszeli coraz głośniejsze kroki . Po chwili do Sali wszedł  młody policjant

-Szeryfie, młodszy aspirant  Sam Merigold, mogę zająć panu chwilke?

-O co chodzi?

-Znależliśmy narzędzie zbrodni. W ścianie pod którą leżała denatka był mały otwór, który na pierwszy rzut oka był niezauważalny. Na szczęście wszystko zostało  zabezpieczone, a nasi technicy jadą już do laboratorium.

-Dobra robota. W końcu dowiemy się czy było to samobójstwo czy morderstwo

-Zarządzę daktyloskopię- powiedział Quentin i wyszedł z Sali

-„To znowu ja, Sam”-odezwał się widocznie zdyszany mężczyzna- „Znaleźliśmy coś, a właściwie kogoś… Możesz teraz przyjechać? To sprawa niecierpiąca zwłoki.”

-„Już jadę.”-odpowiedział z ożywieniem Tom- „Tylko gdzie mam przyjechać?”

-Tam, gdzie się wszystko zaczęło.

Szeryf przyjechał na miejsce. Widok znajomego mu już, małego domu nie napawał go optymizmem. Wszedł do środka. Przechodząc przez korytarz zauważył niewielkie, jasnobrązowe chrząszcze znikające w małym otworze u dołu wnęki w ścianie.
-„Dziwne..”-pomyślał szeryf, jednak dalsze rozmyślania przerwał mu nadchodzący Merigold. Oboje weszli do pokoju na piętrze, przed którym krzątała się ekipa policyjna. W kącie Tom odnalazł wzrokiem zwłoki, tym razem mężczyzny, jednak ułożone w ten sam sposób co dobrze znana mu poprzednia ofiara.
-„Skąd ja to znam..?”-powiedział z malującym się na jego twarzy ironicznym uśmiechem.

-„No właśnie. A co najlepsze- nie wydaje Ci się podobny do naszej poprzedniej nieboszczki? Tak samo szpiczasty nos, wydatne kości policzkowe? I te usta!”
-„Sugerujesz pokrewieństwo?”
W tej chwili do pokoju wszedł trzeci mężczyzna, wysoki, w długim czarnym płaszczu.
-„To Iosif Nowosilcow, światowej sławy genetyk, on odpowie na nasze pytanie.”
Podczas gdy Tom chaotycznie przerzucał kartki z wynikami badań genetycznych, usilnie próbując coś z nich zrozumieć, zadzwonił telefon.

-„Witaj Tom ”-odezwał się niski, nieprzyjemny głos -„Mam coś co mogłoby pana zainteresować.”

-„Skąd ta pewność..?”- odrzekł niepewnie Tom -„I z kim mam przyjemność rozmawiać?”

-„Wszystko w swoim czasie.  Wystarczy, że odpowie mi pan na jedno pytanie, mianowicie: lubi pan robaki?”

-„Co to ma do rzeczy?!”

-„Jak Pan mało rozumie…”-odpowiedział nieznajomy, po czym rozłączył się.
Szeryf wzdrygnął ramionami i wrócił do poprzedniego zajęcia.
-„Kto to był?” –spytała Jerry
-„Nie wiem, nie przedstawił się. Dziwny typ… Gadał coś o robakach…”-w tym momencie Tom doznał olśnienia- „Jerry, cholera, jaki ja jestem głupi… Sprowadź tu kogoś kto zna się na entomologii sądowej, wracamy do tego domu! To nie była zwykła wnęka w ścianie!”
Tak jak myślał szeryf, wnęka okazała się być zamurowanymi drzwiami. Tom wraz z resztą ekipy dostali się do środka ukrytego pokoju, gdzie dobiegł ich ostry, nieprzyjemny smród padliny. Po środku pomieszczenia na fotelu leżał nieboszczyk w kapeluszu zawieszonym na opuszczonej głowie. Wokół roiło się od chrząszczy, które wcześniej zauważył Tom.
-„Jak mogliśmy to pominąć?!”- krzyknął wzburzony Quentin da Vinci. „Gdybyśmy odkryli to wcześniej może bylibyśmy w stanie powstrzymać przebieg zdarzeń?! Gdybyś tylko wcześniej zauważył te robaki!”
Tom spojrzał się na towarzysza z widocznym poirytowaniem.- „Może zamiast wściekać się na przeszłość, zechciałbyś zacząć działać?”
Quentin już nabrał powietrza do odpowiedzi, gdy Jerry zawołała: „Hej Tom, zerknij no tutaj.”
Szeryf podszedł do Jerry, ta wskazała mu rondo kapelusza, na którym widoczny był drobny, żółty pył.
-„Yennefer!”-zawołał Tom. W wejściu ukazała się młoda kobieta w okularach i przyciasnej marynarce.-„Tak?” Szeryf skinął na kapelusz. Kobieta podeszła bliżej i przyjrzała się pyłowi.|
-„O matko, a co to?!”-spytała zaskoczona.
-„Pewnie pył? Może i nawet drzewa?! Yennefer, weź się w garść i zacznij myśleć, to Ty się zajmujesz palinologią w tym zespole.”-odpowiedział rozdrażniony Tom.
-„No tak, ale skąd wziąłby się tu, w Detroit, pył rzadkiego gatunku drzewa, które możesz spotkać najbliżej w Wisconsin?”
Nastała cisza. Tom i Jerry spojrzeli na siebie porozumiewawczym spojrzeniem.

Wszystkie ślady prowadziły do Rush Lake, małej wioski w stanie Wisconsin. Tom i Jerry jechali po Country Road niemal pewni, że to dobry dzień dla śledztwa. Zatrzymali się przy stacji paliw. W czasie gdy Tom tankował, Jerry postanowiła popytać pracowników.
-„Dzień dobry, mam pytanie, czy coś ostatnio nie zwróciło pańskiej uwagi? Coś nowego? Jacyś obcy ludzie, może ktoś zaginął?”
-„Rush Lake to spokojna mieścinka. Nic się tu nie dzieje, czasem ktoś przejedzie drogą, nawet nie przystanie, bo to nie ma po co. Ale jedno pani powiem- Tam, w polu kukurydzy jest stara chata, już dawno nie zamieszkiwana. Ostatnia właścicielka, Pani Johnson, dobra kobieta, zmarła będzie już tak z rok temu. A tam wieczorami czasem, jak się człowiek dobrze wsłucha to krzyki słychać. Przedwczoraj widziałem jakiegoś typa, który późno w nocy wjeżdżał tam jakimś terenowym autem. Nie wyglądał mi na kogoś kogo bym znał.”-odpowiedział stary właściciel stacji.
Jerry podziękowała za informacje i ożywiona wyszła do Toma.
-„Mamy coś. Widzisz tą polną ścieżkę? Na końcu jest dom. Trzeba go sprawdzić.
Zapadał zmierzch gdy detektywi zbliżali się do wskazanego budynku. Dom był zaniedbany i bynajmniej nie wyglądał zachęcająco. Gdy podeszli do drzwi, przez okno zobaczyli nikłe światło padające z przymkniętych drzwi na pierwszym piętrze. Detektywi wyciągnęli broń i bezszelestnie uchylili drzwi, po czym weszli do środka. Ze wszechstron dobiegła ich ostra woń padliny.
-„Ocho, to tutaj…”-pomyślał Tom wchodząc po schodach. Po krótkich oględzinach korytarza postanowili wejść do pokoju. To, co zobaczyli upewniło ich, że są w dobrym miejscu. Po środku pomieszczenia stało masywne, mahoniowe biurko. Po prawej stronie na starej kanapie leżała młoda kobieta ubrana w białą suknię ślubną, była martwa. Naprzeciwko, za szklanymi drzwiami wysokiego kredensu leżały słoiki wypełnione cieczą, w której unosiły się bezwładnie fragmenty ludzkiego ciała.  Za biurkiem prezentował się, odwrócony tyłem, skórzany fotel. Po chwili krzesło odwróciło się, ukazując siedzącą na nim postać. Był to szczupły, blady mężczyzna o pociągłych rysach twarzy, ciemnych oczach, zdających się skrywać tajemniczą głębię i wąskich ustach. Jego brązowe, delikatnie pofalowane włosy opadały kilkoma kosmykami na czoło. Ubrany był w czarny płaszcz, czarne spodnie i burgundową koszulę rozpiętą do wysokości mostka. W ręku trzymał odbezpieczoną Berettę M9.
-„Morgan?!” –wykrzyknął z niedowierzaniem Tom, nie opuszczając, wymierzonej w nieznajomego broni.
-„Morgan Freeman, we własnej osobie.”-odparł z szarmanckim uśmiechem mężczyzna.
Oto siedział przed nimi dawny agent FBI, jeden z najlepszych w całej Californii, dawny znajomy Toma, którego zgon miał rzekomo zostać stwierdzony dwa lata temu, po nieudanej akcji w Meksyku.
-„Długo Wam to zajęło. Myślałem, że szybciej się domyślicie.”-powiedział Morgan bawiąc się pistoletem.- „Spodziewałem się czegoś więcej, szczególnie po Tobie, Tom…”
-„To byłeś Ty, przez cały czas TY! To dlatego było tak trudno Cię namierzyć! Tylko dlaczego, po co to wszystko? W końcu byłeś martwy, mogłeś zacząć zupełnie nowe życie, z dala od agentów, śmierci i śledztw…”- wykrzyczał zaskoczony, a zarazem zły szeryf.
-„Właśnie, śmierć daje nam wiele możliwości… Część z nich pokazałem już tym nieszczęsnym ludziom, których raczyliście znaleźć i przerwać im wieczny spokój. Nie przerwało to jednak mojej pracy, wręcz przeciwnie, pomogło mi się skupić. Mogłem potem z jeszcze większą precyzją kontynuować moje wielkie dzieło, a to dopiero początek…”- wyrzekł ze spokojem mężczyzna .
-„Złapaliśmy Cię, Morgan, to już koniec.”
-„I tu się m y l i s z…”- odparł z szyderczym uśmiechem Freeman, po czym przystawił sobie pistolet do bladej skroni i pociągnął za spust. Tom i Jerry oniemieli, nie mogli już nic zrobić, nie było już kogo przesłuchiwać. Przed nimi, zsunąwszy się z fotela, krwawił już tylko blady, tym razem naprawdę martwy mężczyzna, Morgan Freeman, którego wydawało się, że Tom tak dobrze znał…
-„I co, to wszystko..?  Tak łatwo poszło?”-spytała się półgłosem Jerry patrząc na nieboszczyka.
-„Słyszałaś jego ostatnie słowa… To chyba tylko zapowiedź czegoś większego, o wiele gorszego… Chyba przez przypadek wplątaliśmy się w jakąś szaloną grę, w której póki co, rozbiliśmy tylko jeden pionek, mały fragment wielkiej układanki…”
-„To co teraz będzie..?”
-„Time will show…”- wypowiedział zapatrzony w przestrzeń Tom, a słowa te poniosły się/rozniosły  się cichym echem po starej, pogrążonej w mroku chacie.

 

 

 

1(2) 1 2(2) 2 3(2) 3 4(2) 4 5(2) 5 6(2) 6 7(2) 7 8(2) 8 9(2)